Znaczny związek z lepszymi wynikami kształcenia ma stopień zaangażowania środków własnych budżetów gmin na cele oświatowe – to główny wniosek z przeprowadzonego na zlecenie Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu badania uwarunkowań związanych z poziomem i strukturą finansowania oświaty a wynikami kształcenia uczniów.
Z opracowania "Ekonomiczne uwarunkowania wyników sprawdzianu szóstoklasistów i egzaminu gimnazialnego przeprowadzonych w latach 2000-2004" wykonanym w Instytucie Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN stwierdzono, że im większe są to środki w wartościach bezwzględnych oraz im większy ich procent w całkowitej sumie wydatków oświatowych, tym lepsze wyniki edukacji. Współwystępowanie tych zjawisk było wprost proporcjonalne, szczególnie w gminach poza miastami powiatowymi.
Według autorów opracowania, dr. Przemysława Śleszyńskiego, zjawisko to można tłumaczyć na dwa sposoby. Po pierwsze, taki wynik analiz może świadczyć o niedostatecznym stopniu finansowania z subwencji oświatowej, a po drugie można uznać, że środki pozyskane i wygospodarowane na miejscu przez samorządy lepiej przyczyniają się do rozwoju oświaty, gdyż to lokalne samorządy, organizacje i inne podmioty znają najlepiej swoje potrzeby. Środki te są też zapewne bardziej efektywnie wykorzystywane, gdyż można się spodziewać ściślejszej kontroli ze strony darczyńców i sponsorów.
Dr. Śleszyński podkreśla, że jeśli za prawdziwe lub częściej sprawdzające się w lokalnych warunkach uznać drugie uzasadnienie ("środki uzyskane na miejscu są lepsze"), to należy zastanowić się nad dyskusją dotyczącą zasad redystrybucji środków na edukację. Na początek powinny być przedstawione możliwości większego lub bardziej zróżnicowanego transferu środków z dochodów budżetów gmin bezpośrednio na cele oświatowe, z pewnym stopniowym ograniczaniem "pośrednika" w postaci budżetu centralnego i subwencji oświatowej.
Autor zaznacza, że trzeba pamiętać, że duża część gmin (zwłaszcza wiejskich) jest słaba ekonomicznie, a środki własne pochodzące ze zwiększonego udziału gminy w podatkach (PIT, CIT) nie mogłyby zapewnić finansowania oświaty na wystarczającym poziomie (jak wiadomo, mechanizm subwencji oświatowej polega na wyrównywaniu środków finansowych dla poszczególnych kategorii gmin). Dlatego też wariant ten na początek mógłby być odniesiony do dużych, bogatych gmin, np. większych miast.
Dr Śleszyński proponuje, że wartym do zastosowania mógłby być postulat większego finansowego zaangażowania rodziców. Oznaczać to by mogło przede wszystkim przywrócenie ulg na kształcenie dzieci, choć w obecnej sytuacji może to wzbudzić wiele kontrowersji.
Według dr. Śleszyńskiego, pozytywny związek pomiędzy wysokością wynagrodzeń a wynikami edukacji nakazuje zwrócenie większej uwagi na możliwe do uzyskania warunki zatrudnienia kadry nauczycielskiej i generalnie personelu szkolnego. Proponuje przeanalizowanie możliwości zwiększenia dotacji celowej w postaci dodatków tam, gdzie wymaga tego zła sytuacja pod względem jakości kształcenia.
Zdaniem dr. Śleszyńskiego również znaczący wpływ środowiska rodzinnego i lokalnego wymaga podjęcia rzeczowej dyskusji nad formami zainteresowania szerszych kręgów społeczeństwa korzyściami płynącymi z lepszej edukacji.
"Choć w okresie transformacji pod tym względem zrobiono sporo (najlepszym dowodem jest obecna liczba studentów), to jednak istnieją całe kategorie społeczne i dające się zdelimitować przestrzennie obszary, wymagające bardziej aktywnej polityki w tym zakresie. Szczególnie zła sytuacja cechuje tzw. obszary popegeerowskie, gdzie ze względu na niski kapitał społeczny trudno oczekiwać pozytywnej roli środowiska rodzinnego i lokalnego na wyniki edukacji. Natomiast powielanie słabego wykształcenia i utrwalanie biedy w sumie składa się na wykluczenie społeczne. Dlatego też zasadne jest pytanie, czy danie większej swobody finansowej rodzicom w części przypadków nie przekroczy możliwości udźwignięcia przez nich odpowiedzialności za losy edukacyjne potomstwa" - twierdzi dr. Śleszyński.
Źródło: Polska Agencja Prasowa